Amerykańska
dziennikarka przybywa do Wenecjii, aby napisać cykl artykułów o
tamtejszych restauracjach, włoskim jedzeniu i tradycjach. Podczas pobytu
w jednej z restauracji, kelner informuje zaskoczoną Marlenę, że jest do
niej telefon. Dzwoniącym okazuje się Włoch, z którym po pewnym czasie
bohaterka decyduje się spotkać. Fernando oznajmia kobiecie, że jest w
niej zakochany odkąd rok wcześniej ujrzał ją spacerującą po Placu św.
Marka. Marlena wraca do Stanów, wkrótce Fernando ją odwiedza i oświadcza
się.
Kobieta przyjmuje propozycję Nieznajomego, jak sama go nazywa przez większą część swojej opowieści, postanawia rzucić całe dotychczasowe życie i rozpocząć nowe w Wenecji. Decyzja, z pozoru lekkomyślna, okazuje się być jedną z lepszych w jej życiu.
Kobieta przyjmuje propozycję Nieznajomego, jak sama go nazywa przez większą część swojej opowieści, postanawia rzucić całe dotychczasowe życie i rozpocząć nowe w Wenecji. Decyzja, z pozoru lekkomyślna, okazuje się być jedną z lepszych w jej życiu.
Powieść
Marleny de Blasi nie powala na kolana. Mnie w każdym razie nie
powaliła. Historia miała być wzruszająca i zaskakująca-nie była.
Bohaterka opowiada historię miłości swojej i Fernanda nierzadko
wtrącając anegdoty dotyczące zwyczajów Włochów, czy dygresje, których
tematem jest jej dawne życie w Ameryce. Znaczną część książki stanowią
też opisy przyrządzanych przez Marlenę przysmaków. Zawiódł mnie trochę
fakt, że choć autorka opisuje urokliwe miejsca w Wenecji, to czegoś mi w
tych opisach zabrakło, czegoś co pozwoliłoby mi poczuć niepowtarzalny
klimat tego wyjątkowego miasta. Historia sama w sobie nie jest
szczególnie oryginalna, ona dziennikarka, on pracownik banku, zakochują
się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia i postanawiają rozpocząć
wspólne życie, które wkrótce zaczyna wypełniać rutyna i tak spacerują po
mieście i plaży, odwiedzają restauracje, piją wino, zjadają włoskie
dania, chodzą do pracy i na pobliski targ, a jedynym odstępstwem od
reguły jest remont mieszkania. Monotonia wydarzeń niejednego czytelnika
może doprowadzić do złości. Ja sama wytrwałam chyba tylko dlatego, że
nie lubię pozostawiać powieści niedoczytanych. Główną bohaterkę
odebrałam jako osobę nieco pretensjonalną, która swojego narzeczonego
traktuje trochę lekceważąco, a Amerykanów uważa za lepszych od Włochów,
swojej oceny dokonując na podstawie stroju obu grup. Sam narzeczony to z
kolei, w moim odczuciu, człowiek całkowicie pozbawiony włoskiego
temperamentu.
Marlena
de Blasi posługuje się dość rzadko spotykanym rodzajem narracji, co
było dla mnie miłym urozmaiceniem. Na końcu książki autorka umieściła
kilka ciekawych przepisów na włoskie dania, które dla miłośników
kuchennych eksperymentów będą jak znalazł. Ja niestety kulinarnych
zdolności nie posiadam, a więc z tego dodatku nie skorzystam.
Podsumowując, powieść mnie nie zachwyciła i raczej nie sięgnę po kolejne
tomy przygód Marleny i Fernanda, mimo że są podobno lepsze od tomu pierwszego.
Kupiłam tę książkę w ramach promocji na stronie Literackiego - póki co cieszy oczy, ale mam nadzieję, że spodoba mi się wnętrze. Bardzo lubię książki z Francją lub Włochami w tle :)
OdpowiedzUsuńCzytałam "Tamtego lata na Sycylii" tej autorki i książka nie powaliła mnie na kolana,ale ogólnie była ok.Zapraszam na mojego bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://ciszaczasija.blogspot.com/
Sama nie wiem :) chyba szkoda mi czasu, szczególnie że książka cię nie zachwyciła :)
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego, ale takie książki kojarzą mi się zawsze z wakacjami, ze słońcem i chętnie bym ją ze sobą zabrała na letni urlop :)
OdpowiedzUsuń